niedziela, 21 września 2014

List I

Mogłabym zacząć od "Cześć" albo "Witam" tylko że nigdy tak do Ciebie nie mówiłam. Wiesz ostatnio dotarło do mnie mnie że mogę przetrwać tylko określoną ilość strat w życiu. Bo kiedy ponoszę kare za to co robię - bez końca, otrzymuje komunikat że wszystko już przegrałam, a kiedy pragnę twierdzić że jeszcze coś mam, znowu zostaje mi odebrane. Gdyby to była walka, przynajmniej wiedziałabym z której strony spodziewać się ciosu, tutaj znowu nie wiem nic. Jest coś w rodzaju strzału i znowu padam na ziemie, nie mam w sobie na tyle siły by cieszyć się z drobnych rzeczy. Przez co płaczę? Chyba przez to że chce wszystko poukładać jak najlepiej, a to co się dzieje w mojej głowie nie jest dobre. Mam potrzebę odczucia że cierpisz, jak ja cierpiałam. Że kiedyś przyjdzie taki czas w którym usłyszę szczere "przepraszam" i wtedy będę mogła pójść już dalej. Mimo że nie da się jednym słowem wymazać złego, to wbrew pozorom będę wolna od tych przyziemnych myśli. Jeżeli czytasz to, to możliwe że Ci się nie spodoba - bo to zbyt osobiste. I tak pewnie będę zmuszona o tym zapomnieć, żyć z tą pieprzoną podświadomością że nikt mnie nigdy za to nie przeprosił. Za te łzy, ten poranny niepokój - że boje się przeżyć ten kolejny dzień, bo nie wiem czy on cokolwiek przyniesie, często jedyne co dostawałam to niepewność czy może dasz znak że żyjesz. A słysząc dźwięk telefonu miałam nadzieje że potrzebujesz pomocy, którą tylko ja byłam w stanie Ci podarować. A bywało też tak że nie było ani znaku że żyjesz, tym bardziej tego telefonu. Przestałam czekać na Ciebie z utęsknieniem bo wiem że Tobie tam nic nie brakuje. Przecież masz wszystko o czym ja mogłabym tylko pomarzyć, nie wiem co w tym momencie robisz ale się okropnie martwię, i jedyne czego bym chciała to tego telefonu, żebym znowu mogła poczuć się potrzebna w Twoim rozpędzonym niemiłosiernie życiu. Przez każde kłamstwo które usłyszałam, aż do tych które wypowiedziałam, żałuje za mnie i za Ciebie. Mogłabym tłumaczyć ich z każdej głupoty której się dopuścili, tylko daj mi znak, a najlepiej zadzwoń. Możesz mi powiedzieć że potrzebujesz pomocy, choć i tak wiem że byłoby to kłamstwo. Bo Ty nie cierpisz, bo nie dzwonisz. Nie tęsknisz, bo nie wracasz. Nie płaczesz, bo nie pamiętasz. A teraz pomyśl jak jest ze mną, ja cierpię, i chciałabym zadzwonić. Tęsknie, i chciałabym wrócić, i płacze bo pamiętam. Wszystko jest tak niewyobrażalnie odmienne że aż sama wiem że to nie ma sensu, popatrzę kilkakrotnie w ziemie i opanuje mnie myśl że sobie z tym poradzę. Bo przynajmniej nie mijam Cie na ulicy, tak jak inni ludzie, zazdroszczę im bo mają szczęście że mogą Cię zobaczyć. Nic już nie należy do mnie, bo wszystko tracę, widzisz? Nie dzwonisz więc opowiadam Ci co u mnie, trochę skomplikowanym sposobem. Bo nie wiem nawet jak się z Tobą skontaktować. Mam nadzieje że u Ciebie wszystko jak w najlepszym porządku, nie to co u mnie. Dużo mam Ci do opowiedzenia, mam nadzieje że kiedyś się zobaczymy.

Martyna.